Mount Somers i Mount Sunday, czyli z wizytą w Rohanie

Mount Somers i Mount Sunday, czyli z wizytą w Rohanie

Pierwsze kroki

Przed poważniejszymi wyprawami w góry chcieliśmy się trochę rozruszać, bo odzwyczailiśmy się od targania ciężkich plecaków. W końcu w trakcie podróży przez Kambodżę i Wietnam to Roman dzielnie dźwigał nasze bagaże, a każdy dalszy dystans pokonywaliśmy na jego grzbiecie

Pierwsze szczyty

Na rozgrzewkę postanowiliśmy zrobić szybki spacer przełomem rzeki Rakaia, a następnie wejść na szczyt Mount Somers. Miało być lekko i przyjemnie, bo góra ma niecałe 1700 m.n.p.m., prognozy pogody były optymistyczne, a okolica słynie z pięknych krajobrazów, które posłużyły jako równiny królestwa Rohanu w filmowej adaptacji Władcy Pierścieni – zatem w drogę!

Na podejściu mijaliśmy lasy i krzewy manuki, z których pszczoły zbierały nektar na miód. Tak! Właśnie w Nowej Zelandii powstaje miód manuka, znany z wyjątkowych właściwości leczniczych. Widoki ze szczytu Mt Somers faktycznie były piękne, prognozy się sprawdziły, ale nasza kondycja nie bardzo. Do podejścia było prawie 1200 m w pionie, a ostatnie 500 m było stromym skalistym zboczem, więc musieliśmy nieźle rozruszać uwstecznione na Romanie kończyny dolne i trochę się zasapaliśmy. Warto było, spójrzcie na zdjęcia

Po zdobyciu szczytu musieliśmy szybko schodzić w dół, bo tego dnia mieliśmy do zdobycia jeszcze jedną górę, a właściwie wzgórze – Mount Sunday, znane jako stolica królestwa Rohanu, Edoras. Do pokonania mieliśmy ok. 50 km drogi pośród trawiastych wzgórz i jadąc mieliśmy wrażenie, że zaraz ukażą nam się jeźdźcy Rohanu na swych rumakach. Na miejsce dojechaliśmy chwilę przed zachodem i nie zastaliśmy tam żywego ducha – taka atrakcja tylko dla nas! Mt Sunday mimo że niewysoka to była bardzo urokliwa i roztaczały się z niej nieziemskie widoki.

Pierwszy nocleg

Gdy dojechaliśmy na kemping w powietrzu czuć było, że noc będzie zimna, więc po szybkiej rozmowie z Gregiem… ekhm, wprosiliśmy się do jego vana, żeby nie zamarznąć w namiocie. W nocy może ciepło było, ale wygodnie już nie. Ułożyliśmy się na boku, ciasno jak sardynki w puszce, żeby zajmować jak najmniej miejsca. O komforcie ani o wyspaniu się nie było mowy. Takie uroki taniego podróżowania



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *