Misja Liverpool

Misja Liverpool
Po wyprawie na Roys Peak przyszła pora na bardziej wymagającą „misję” dla naszej ekipy! Wyruszyliśmy do doliny Matukituki położonej koło parku narodowego Mount Aspiring, a naszym celem było małe i urocze schronisko o nazwie Liverpool.
Aby dostać się na szlak musieliśmy dojechać na parking kamienistą drogą, która przecinała w paru miejscach strumienie i nie było pewne jak daleko będziemy mogli dotrzeć z racji na stan wody. Van Grega dawał radę i przeprawiliśmy się nim przez parę brodów, ale ostatnie były zbyt głębokie, dlatego porzuciliśmy go na poboczu i dostopowaliśmy ostatnie kilometry autami terenowymi
do wejścia na szlak. Stamtąd rozpoczęliśmy misję Liverpool!
Początek szlaku nie był zbyt wymagający, za to końcówka wycisnęła z nas siódme poty, z plecakami wspinaliśmy się stromym podejściem, asekurując się gałęziami krzewów i korzeniami, a leżący śnieg i lód nie ułatwiał sprawy. Jednak widok ośnieżonych szczytów, błękit nieba i wody w rzece, które towarzyszyły nam przez cały dzień wynagradzały nasz wysiłek.
Droga powrotna następnego dnia nie była już tak widokowa i tym razem to my mogliśmy wyciskać z siebie hektolitry wody, bo pogoda, jak to w Nowej Zelandii bywa, diametralnie się zmieniła i lało cały dzień.
Żeby było mało po drodze spotkaliśmy strażnika , a część naszego teamu nie miała biletów za nocleg w schronisku (które kupuje się wcześniej w biurze parku narodowego). Jako jedyni byliśmy ich szczęśliwymi posiadaczami, więc poszliśmy odwrócić jego uwagę, podczas gdy reszta naszej ekipy przemknęła się obok, obchodząc szlak wzdłuż koryta rzeki.
Przemoczeni ale zadowoleni dotarliśmy do vana, misja Liverpool została zakończona sukcesem!
Misja Niania
Po powrocie z doliny Matukituki byliśmy przemoczeni i zmarznięci, więc perspektywa spania w vanie i suszenia w nim mokrych ubrań była mało zachęcająca. Bill zaproponował, że zapyta czy moglibyśmy się nieco ogarnąć i przenocować w domu jego szefa. Nawiązał kontakt z agentką o kryptonimie „Niania” i po szybkiej wymianie wiadomości jechaliśmy na ranczo otoczone wzgórzami i stadami owiec
Wprawdzie spaliśmy w przyczepie koło, a nie w domu, ale był ciepły prysznic i wielkie suszenie!