Gorące źródła, gorący prysznic i … świecące robaki

Gorące źródła, gorący prysznic i … świecące robaki

Te atrakcje to niestety nie element programu naszej majówki, a wspomnienie niemal sprzed roku z Nowej Zelandii. Gdy wrzuciliśmy już jedyny pierścień do Góry Przeznaczenia w Parku Narodowym Tongariro ruszyliśmy dalej na północ północnej wyspy.

Jednym z naszych „must see” na wyspie północnej były ciepłe źródła, w których moglibyśmy się wygrzać 🙂 Ich znalezienie nie było zbyt trudne, bo gdy jechaliśmy na północ cały czas coś parowało – stoisz na brzegu jeziora Taupo a część wody przy brzegu paruje, wjeżdżasz do lasu paruje rzeka, paruje błotko przy drodze, wjeżdżasz do miasta Rotorua, paruje cały park miejski 😀

Kerosene Creek

Miejsce o takiej nazwie okazało się spełnieniem naszych marzeń o grzaniu d.. tyłka w ciepłej wodzie. Była to mała rzeka, która płynęła sobie przez las, była czysta i cieplutka. Do tego nie musieliśmy płacić żadnych wstępów za korzystanie z dobrodziejstw natury i co najważniejsze byliśmy tam prawie sami, a spodziewajcie się raczej tłumów… chyba że pojawicie się w tym miejscu około godziny 7 rano.

Zaparkowaliśmy naszego wiernego Nissana, znaleźliśmy najlepszą miejscówkę i radośnie wskoczyliśmy do wody! Powietrze było dość rześkie, ale woda miała idealną temperaturę. Zrobiło nam się tak błogo, że moczyliśmy się dobre 2 h. Po takim seansie nasze majty pachniały mocno siarką, a skóra zrobiła się lekko żółta – śmialiśmy się, że przekroczyliśmy limit dzienny kuracjusza.

Rotorua, Blue Springs i inne atrakcje

Po porannym moczeniu ruszyliśmy do miasta Rotorua, ważnego ośrodka kultury Maoryskiej i stolicy ciepłych źródełek 🙂 tym razem jednak nie wskakiwaliśmy do wody tylko zadowoliliśmy się spacerem po lasach Redwoods i parku miejskim w oparach siarki. Dalej wyruszyliśmy w kierunku Blue Springs, rzeki, której błękit powala, a jest tak krystalicznie czysta, że czerpie się z niej większość wody butelkowanej w Nowej Zelandii. Miejsce to staje się coraz bardziej popularne wśród turystów i wprowadzono zakaz kąpieli, żeby nie doprowadzić do zanieczyszczenia rzeki. Ale nie ubolewaliśmy zbytnio z tego powodu, bo woda ma tam ponoć temperaturę 11’C, więc żal by nam było stracić zapasy ciepła zgromadzone w Kerosene Creek.

Dzień pełen atrakcji zakończyliśmy na kempingu w McLaren Falls Park gdzie był ciepły prysznic (!) i trasa spacerowa do wodospadu przy którym po zmroku można podziwiać glow wormy czyli świecące robaczki a’la świetliki. Nie mamy ich zdjęcia, ale musicie nam uwierzyć – było ich tysiące.

To był dobry dzień 🙂



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *